poniedziałek, 8 czerwca 2015

"Z tobą lub bez ciebie" Carole Matthews

 Książka opowiada o parze z czteroletnim stażem związku. Z pozoru są idealni, pracują w dobrych siedzibach, posiadają wspólny dom, jednak łówna bohaterka (Lyssa) ma pewną... manię. Bardzo pragnie dziecka, jednak niestety ich czwarta już próba zapłodnienia in vitro zakończyła się, jak to ujęła autorka, czerwoną masą w muszli klozetowej i łzami. Jakby tego było mało odchodzi od niej Jake, który jest po prostu bezdusznym draniem i nawet nie ma zamiaru mówić swojej (już byłej) kobiecie o tym, że nadzwyczajnie w świecie ma romans. Lyssa stara się nie zwariować i powoli układa sobie życie, choć ze względu na jej pewne marzenie, a wręcz pragnienie jest jej zdecydowanie ciężej niż przeciętnej kobiecie. Postanawia dość drastycznie zmienić swoje życie, gdyż planuje dość niecodzienną podróż do Nepalu. Jak można się też zorientować po tematyce książki - w ciągu tej podróży coś zaiskrzy, a po powrocie Jake wróci z podkulonym ogonem. Jednak jak ułoży sobie życie bohaterka?

„Kobiety mogą sądzić, że panuje równouprawnienie, ale jedyne, co możemy, to kląć, upijać się do nieprzytomności, uprawiać seks z byle kim, pracować od świtu do nocy za małe pieniądze i rodzić dzieci poczęte ze spermy dowolnego dawcy”
 Ta opowieść jest napisana z dużym poczuciem humoru, zawiera też pikanterię w dobrym guście, a zarazem jest lekka i przyjemna, choć ja ciągle z nienawiścią czytałam rozdziały z punktu widzenia Jake'a. Ta postać irytowała mnie niemalże od pierwszych stron książki, jego upór i próżność pozostawiały wiele do życzenia, jednak Lyssa niezbyt odstawała w kwestii irytowania, bo każda strona usłana jej żalami była jak wędrówka po rozżarzonych węglach. W całości książka jest dobra i nic nie przechyla szali by wskazywać ją jako złą, czy też wyśmienitą, po prostu lekka i przyjemna na spokojne wieczory. W późniejszej akcji bezprecedensowo poprawia humor, a w całości potrafi nauczyć i dać wiele mądrych wskazówek.

"- Potrzebuję przestrzeni - mówi Jake, gdy ja użalam się nad sobą.
- Nie jesteś kosmonautą. Nie potrzebujesz przestrzeni. Tylko kosmonauci i Sigourney Weaver potrzebują "przestrzeni", żeby żyć. Reszta rodzaju ludzkiego musi pogodzić się z ograniczeniami - biur, domów, związków - o to w tym wszystkim chodzi. Żaden człowiek nie jest samotną wyspą. A żaden mężczyzna, którego plemniki określono jako "niemrawe" nie ma prawa mówić mi czegoś takiego."

 Autorka pisze raz z punktu widzenia Lyssy, a w kolejnym rozdziale z punktu widzenia osoby trzeciej relacjonuje to, co się dzieje u Jake'a, co pozwala na wpasowanie się w lekturę i bycie jak najbardziej na bieżąco z tym, co się dzieje u naszych bohaterów. Carole Matthews jest dobrą pisarką, ma lekkie pióro i zapewne dystans do tego o czym pisze. Zachowuje dobrą klasę, jej pikanteria nie jest wymuszona, ani też nie gorszy czytelnika. Określenia, których używa są humorystyczne, pomagają człowiekowi wczuć się w historię, gdyż ta książka widocznie miała pokazać, że nie każda książka w której znajduje się jakiś problem bohaterów jest wyciskaczem łez. Książkę czyta się zaskakująco szybko dzięki prostocie języka.

"Wolne kobiety noszą na plecach barwne narzutki w paski, żeby pokazać, że wciąż są do wzięcia. Kobiety tragarze są wyjątkowe. Nie uważa się tej pracy za odpowiednią dla niezamężnej kobiety. W ich wioskach będą się na to krzywili. Te dziewczyny to początkujące feministki."

 Dla mnie okładka książki pozostawia wiele do życzenia, całkowicie nie wpadła mi do gustu. Mężczyzna ma włosy mokre, lub całkowicie przetłuszczone, co nie zachęca, a kobieta jest w pełni umalowana, upiększona. Stanowi to swego rodzaju kontrast, który niezbyt mi się podoba. Jednak sama prostota książki jest na plus, wszystko jest przejrzyste i nieskomplikowane, zresztą czego można oczekiwać po tego typu książce?

"Jeśli naprawdę uważasz, że chcesz mieć dzieci, weź je wszystkie na dwadzieścia cztery godziny. I męża. Wyświadczysz mi wielką przysługę. Przyprowadzisz ich potem, błagając o litość, i popędzisz prosto na podwiązanie jajowodów"

 Polecam książkę tym, którzy chcą się zrelaksować, odetchnąć i zastanowić się nad swoim życiem. Mimo jej przeciętności (i jak dla mnie za dużych spojlerów w opisie z tyłu książki) jest to pozycja, którą jak najbardziej warto przeczytać.






niedziela, 7 czerwca 2015

"Utrata" Rachel Van Dyken



 Książka opowiada o Kiersten, osiemnastoletniej dziewczynie z problemami przeszłości, która wybrała się na studia, gdzie też poznała swojego opiekuna roku - dwudziestojednoletniego przystojnego, odważnego i z pozoru niezwykle rubasznego mężczyznę. Ich drogi krzyżują się już na pierwszych stronach książki. Jednak, czy dadzą radę przejść razem przez problemy, które czekają na ich drodze? Czy będą razem? By się tego dowiedzieć wystarczy sięgnąć właśnie po tę książkę.

 "- Nie bój się, nie gryzę - zapewniłem.
- Ale liżesz."

 Książka New Adult z serii "Zatraceni". Jest to pozycja przy której górują silne emocje i pełne wzruszenie, więc radzę zaopatrzyć się w chusteczki, bo choć ja sama w sobie nie płaczę przy czytaniu książek, to ta była jedną z niewielu, której udało się mnie demonstracyjnie powalić na kolana i doprowadzić do łez. "Utrata" dostarcza też czytelnikom niezliczoną ilość scen wręcz komicznych, gdzie uśmiech na twarzy jest w pełni gwarantowany. Książka wywołuje silne i skrajne emocje z dwóch przyczyn: poważnej choroby, która ma swoje miejsce w tej książce, jak i przecudownych bohaterów, tu nawet nie chodzi tylko o Kiersten, czy Westona, ale o wszystkich bohaterów tej pozycji. Mój egzemplarz jest zapełniony masą małych karteczek samoprzylepnych w celu zaznaczenia wyjątkowo podobających mi się fragmentów, jednak ostatnie osiemdziesiąt stron książki obyło się bez ani jednej karteczki. Po prostu tam akcja rozkręca się najbardziej, wszystko staje się jasne i przejrzyste, a też właśnie te strony są najbardziej emocjonalne, więc pewnie mało osób było w stanie zaznaczyć tam jakiś fragment.

"Telefon zawibrował mi w dłoni. W końcu!
Spojrzałem na wiadomość.
Dzisiejszy wieczór nadal aktualny?
Nie potrafiłem ukryć radości. Miałem taką minę, że pani profesor ani chybi pomyślała, że jestem na haju albo oglądam świerszczyki.
- Czy jest coś, o czym chciałby się pan podzielić z resztą grupy, panie Michels?"

Autorka postanowiła podzielić tę książkę i prawdopodobnie w ten sposób sprawiła, że emocje silnie towarzyszą nam przy niemalże każdej stronie, a to dzięki temu, że Rachel Van Dyken pisze tą książkę z punktu widzenia Westona jak i Kiersten, każde z nich ma swój rozdział naprzemiennie, choć czasami zdarza się, ze dwa rozdziały pod rząd należą do jednego bohatera. Sposób pisania autorki jest lekki, przyjemny dla oka i dzięki temu łatwiej jest wpasować się w fabułę. Dodatkowo autorka ma poczucie humoru, co zgrabnie wykorzystała też w swojej książce. Na samym końcu można powiedzieć, że Rachel nie opisuje tych emocji (pod względem choroby) z niczego, ponieważ dedykowała ją swojemu wujowi, który został dotknięty nieuleczalną chorobą.

"Nie ma pojęcia, co ze mną wyprawia... Jest moim lekarstwem i nadzieją. Jest dla mnie wszystkim. Gdyby w ten sposób można było uleczyć serce..."
Okładka książki jest prosta, zachowuje najważniejsze informacje, a w dodatku jest dobrze dobrana kolorystycznie, gdyż wszystko jest stonowane. Czarno-białe zdjęcie przystojnego mężczyzny z tytułem i mieniem autorki w kolorze czerwonym. Można by to interpretować na wiele sposobów, więc już sama okładka daje do myślenia i przyciąga wzrok potencjalnego czytelnika.

" Odwróciłam się jeszcze, żeby rzucić mu ostatnie, wściekłe spojrzenie i wpadłam na drzewo.
A przynajmniej myślałam, że to drzewo.
Tyle że drzewa nie są ciepłe.
I nie mają jedno-, dwu-, trój-, cztero-, sześcio-, dobry Boże, ośmio-? Ośmiopaków? Czy ja naprawdę dotykałam czyjegoś ośmiopaka? I, słodki Jezu, liczyłam. Dotknęłam każdego mięśnia. A moja ręka zatrzymała się na brzuchu obcego mężczyzny."

Zdecydowanie polecam "Utratę" i nie ważne w jakiej intencji macie zamiar ją czytać, gdyż ta książka i tak zdecydowanie zachęci was do życia. Zapewne spowoduje, że będziecie mieli refleksje nad własnym życiem i nie opuści waszych myśli przez dość długi czas.