sobota, 21 maja 2016

"Guy Martin. Motobiografia" Guy Martin


 Ponoć nie powinno się recenzować biografii, czy autobiografii, jednak ja mam zamiar trochę Wam dzisiaj opowiedzieć o tej świetnej książce, która związana jest z moją motocyklową pasją i najchętniej zdobyłabym na niej autograf autora, a znaczyłby dla mnie więcej niż taki zwykły na kartce. Chcecie wiedzieć o co w tej książce chodzi? Nawet jeśli nie jesteście fanami motocykli i wyścigów, to i tak warto ją przeczytać ;)

 Książka, jak to biografia, od samego początku wtłacza nas do czyjegoś życia, tak i tu poznajemy Martina jako małego chłopca, choć te chwile są pobieżne, zaledwie kilkanaście stron. Wiemy, że jego ojciec jeździł motocyklami, jego matka jest stanowczą kobietą i że ma trójkę rodzeństwa, a jego pasja motocyklowa nie powstała z talentu i nie pojawiła się od razu. Wstęp świetny, choć większość może mieć problemy z wgryzieniem się w tematykę. Na kolejnych stronach ukazuje nam się to, co mnie najbardziej interesowało, czyli początki kariery i tu muszę powiedzieć, że trochę wytrącały mnie z rytmu czasy. Najpierw czytamy o 2001 roku, by zaraz czytać o 2011, czy też innym i po chwili znów wracamy na właściwy tor. Trochę zdemotywował mnie brak chronologii, jednak nie poddałam się, bo mimo to, książka jest naprawdę porządna, napisana przyjemnym językiem i nie ma w niej wielu bezsensownych informacji. Możemy przeczytać o wypadkach, tych śmiesznych, jak i tych śmiertelnie poważnych, które działały na mnie z trwogą, choć wiedziałam, że przecież to przeżył, teraz nic mu nie jest, ale moje emocje bywały różne przy tej książce. Śmiałam się przy sytuacji z jego kolegą, który miał nową dziewczynę (nie zdradzę o co chodziło) i uśmiechałam się pod nosem w sytuacjach w których autor nie dał sobie w kaszę dmuchać. W sumie to bawiłam się przez całą książkę, choć miałam momenty, które powodowały chęć odłożenia jej, ale dawałam jej raz za razem szansę i teraz mogę spokojnie powiedzieć, że było warto, a wy musicie chociaż sięgnąć po tę książkę.

 Nie martwcie się, styl jest łatwy i prosty, jedyne co może być zaskakujące, to opisy, bardzo szczegółowe, czasami zabawne, autor nieźle się bawił podczas pisania tej książki i widać, że zostawił na kartkach tej książki swoje emocje, to się odczuwa podczas czytania i jest to jedna z lepszych rzeczy, jakie Guy mógł zrobić, a możliwe, że zrobił to nieświadomie i jest to świetna sprawa.

Okładkowe stroki! Nie patrzcie tym razem na okładkę aż tak bardzo, bo o ile przód jest świetny, to z tyłu mamy niezbyt korzystne zdjęcie Martina, ale naprawdę, to nie ma znaczenia, nie ujmuje to tej książce, ona sama w sobie jest w takim bezstresowym klimacie i ja za nic nie zmieniłabym tej tylnej okładki, bo właśnie tak widzę tego motocyklistę i wiem, że on będzie taki do końca, kontrowersyjny i trzymający życie za ogon.


http://www.wsqn.pl/ Polecam książkę dosłownie wszystkim, szczególnie fanom motoryzacji, ale też biografii ludzi wszelakich, czy też każdemu, kogo choć przez sekundę zafascynowała taka maszyna, jaką jest motocykl. Szczególne podziękowania ślę wydawnictwu Sine Qua Non, bo to dzięki nim mogłam tę książkę tak szybko przeczytać i zrecenzować.



***
Dwa tygodnie mnie nie było, zabiegany człowiek, ale już nadrabiam! :)
A jak u was? Jak po Targach? Zadowoleni?
Ja mogę powiedzieć, że zdobyłam autograf Jakuba Ćwieka i w końcu odwiedziłam Epik, wystarczająco długo czaiłam się na ich zakładki magnetyczne ;) Jednak nie zdążyłam do Wojciecha Cejrowskiego, zbyt późno przyjechałam, a ludzie stający okoniem na środku wąskich korytarzy nie ułatwiali mi sprawy. Jeszcze gdzieś kiedyś go złapię ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz