niedziela, 19 czerwca 2016

"Rafael Bielecki. Pół roku bez wyroku" Anika Stasińska


 Miałam przyjemność czytać tę historię ładnych parę lat temu, gdy była jeszcze w fazie bloga, ale teraz już jest jako książka, a raczej jako dwie i co? Dalej się pisze, a kim jest autorka? Polką, co powoduje, ze to jest nieliczna książka autora-rodaka, którą przeczytałam. Także tego... Dzisiaj krótko, zwięźle i na temat.

 Z tytułu możemy wywnioskować, że głównym bohaterem jest Rafael Bielecki, zwykły nastolatek z młodszą siostrą Ewką i matką, nic nadzwyczajnego, jednak Rafael idzie do nowej szkoły i niestety do niej nie dotrze, bo całkowitym przypadkiem trafia do... Tak! Hogwartu, a raczej Hogpartu, bo przecież nie zawieramy w parodii prawdziwych nazw. Wracając do tematu... Nasza sierota (z zachowania) poznaje życie w szkole magii i spotyka wielu ciekawych ludzi, a dokładniej większość rodziców młodych bohaterów książek J.K. Rowling, bo ta historia tak jakby nas cofa, ale zmienia również wszystko, dlatego teraz powiem tak dla wyjaśnienia: to jest yaoi, Bielecki jest homoseksualistą, choć nie wiadomo tego od razu, ale też nie można być tego do końca pewnym ;) Ze względu na to, że Bielecki nie trafił do szkoły w wieku 11 lat, to musi zacząć nadganiać świat, którego całkowicie nie zna, nie ma pojęcia po co są te badyle, które inni nazywają różdżkami, czemu wszyscy ubierają śmieszne szaty i dlaczego pociąga go pewien chłopak, który zdecydowanie nie jest dla niego dobrą opcją.

"Pochyliłem się nad swoim smutnym ciastkiem. I ty, towarzyszu niedoli… I ty czujesz się samotny jak pies, wyjąc z rozpaczy w swojej babeczkowej jaźni, błagając Babeczkowego Boga o śmierć bez mąki… TFU! Męki!"

 Rafaela zdecydowanie da się lubić, jest taką ciapą, że jednocześnie traktujemy go jako głupka, jest nam go szkoda, złościmy się przez jego głupie wybory i śmiejemy się z jego nieporadności, jak i "mądrości życiowych", których nam nie szczędzi. Jednak, gdyby ktoś jakimś cudem nie polubił głównego bohatera, to mamy jeszcze masę innych pobocznych bohaterów, a każdy jest inny, na swój sposób wyjątkowy. Mamy tych "miłych" i "wrednych", ale też tych, których nie szufladkuje się do żadnej kategorii, więc różnorodności stała się zadość. Zdradziłabym wam więcej i zrobiła porównania, ale to już chyba byłyby spojlery, a tego nie chcemy, o nie.

 Na koniec trochę pomieszania z poplątaniem. Wszystko opstrzone jest satyrą, humorem dla jednych dobrym, dla innych za mocnym i przesadzonym przez wzgląd na przekleństwa. Od razu informuję, że o tej książce można zmienić zdanie z upływem czasu, jednak ja od 2008 (moment w którym zaczęłam czytać opowiadania z tej książki na blogu) jestem urzeczona (czy akurat do TEJ książki to dobre określenie?) tą pozycją. Wiadomo, zachwyt niektórymi historiami z wiekiem spadnie i to nieuniknione, ale przeczytać warto. Uwielbiam żarty autorki, zamysł stworzenia takiej niezdary, typowego nieświadomego komika, który rozbawia wszystkich, ale przypadkiem i jeszcze ulokowania go w świecie każdemu znanym. Ja śmiałam się podczas czytania, a nie mam tego w zwyczaju, naprawdę musi mnie coś mocno ruszyć i to jest właśnie ta książka, przy niej nie da się zachować maski, czy samej obojętności, a przynajmniej ja tego nie potrafiłam, ale w końcu sami musicie to zobaczyć.

 Zdecydowanie polecam to tak 16-18+, choć to zależy od wrażliwości, w końcu są osoby mocno uczulone na przekleństwa w literaturze i nie tylko :)
 Jeśli ktoś czytał, niech da znać ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz