środa, 30 marca 2016

"The Walking Dead. Żywe Trupy. Zejście" Jay Bonansinga


 Zapewne większość kojarzy kultowe komiksy "Żywe trupy", od których wszystko się zaczęło, a jeśli nie to przynajmniej cieszący się oglądalnością serial "The Walking Dead". Każdy ma tam swoich mniej, lub bardziej lubianych bohaterów, którymi przeważnie i tak się długo nie nacieszą, bo głównym motywem serialu jest przeżycie w świecie zombie. W tej książce mamy podobnie, to uniwersum. Nie mamy głównych bohaterów z komiksu, ani serialu. Mamy nowych, bo autor chciał opisać życie w jednym miejscu, które przewijało się i w komiksie i serialu, czyli Woodbury.

 Lily Caul, nasza główna bohaterka, objęła dowodzenie nad Woodbury po śmierci gubernatora (o czym możecie poczytać w poprzednich tomach, dziki człowiek z niego był). Stara się stworzyć bezpieczną przystań, choć prawda jest zupełnie inna. Kończy się jedzenie, zaczyna mocno brakować amunicji, a na domiar złego już na samym początku przychodzi horda trupów, które już nie są tak wrażliwe jak kiedyś. Teraz chodzą gromadami liczącymi około tysiąca osobników, nie boją się ognia, wchodzą w niego, jakby go nie widziały. Jak ochronić swoich ludzi i ponieść jak najmniejsze straty? Czy może zaufać ludziom, których nie zna? Jak pozbyć się tak wielkiej hordy zimnych?

 Książka trzyma w miarę dobry poziom poprzedniczek, opisy są szczegółowe, dobre, choć czasami naprawdę potrafią człowieka obrzydzić, ale mnie to już chyba nic nie tknie, bo tematykę zombie uwielbiam i dużo się takich opisów naczytałam. Oczywiście przez połowę książki towarzyszyły mi obrazy tych zombie i po opisach nawet nie chciałam wiedzieć, jaki one wydzielały smród, bo tak, autor zawarł w książce dobre porównania i wiedział co robi, to nie był przypadek, on to robił specjalnie. Bohaterowie są znośni, Lily mnie niezwykle denerwowała, miałam ochotę wyrwać ją z książki i zamordować, bo ta kobieta jest tak inteligentna, że aż wcale. Nie może się wiecznie zdecydować, każdego pyta, a potem zmienia zdanie, a rządzić to by chciała.

 Najgorsze jest to, że początek książki jest dobry, serio. Przemyślane opisy, trochę zaskakujących sytuacji, sporo akcji i nowych zagadek, szczególnie nowa rodzina jest interesująca, ale... Pod koniec wszystko zaczęło się tak gmatwać, że wydłużył mi się okres czytania tej książki. Czasami stronę czytałam dwa-trzy razy, albo się wracałam, bo coś mi się nie zgadzało. Przyznaję, do tego tomu trzeba mieć cierpliwość, ale warto. Nie jest to jakaś przewspaniała książka, ale zapewne jest dobra, ponad przeciętna.

http://www.wsqn.pl/ Zachęcam każdego lubiącego komiks, serial, czy tematykę zombie i świata po zagładzie, by sięgnął po tę książkę i po wcześniejsze, bo warto poznać tę historię z nieco innej strony. Dziękuję też wydawnictwu SQN, dzięki któremu miałam okazję zrecenzować tę książkę.

6 komentarzy:

  1. Miałam kiedyś niezła jazdę na zombie i nadal z przyjemnością siegam po książki osadzone w uniwersach, w których królują żywe trupy :) Po Walking Dead nadal nie sięgnałam - to chyba liczba sezonów tak mnie odstrasza. Często, oglądając serial, łapię się na myślach w stylu: "Szkoda, że to nie na podstawie książki", więc papierowa wersja tym bardziej powinna być czymś w sam raz dla mnie :)
    Pozdrawiam,
    www.bookish-galaxy.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W pierwszych tomach jest Gubernator, który był w serialu, w ogóle całe więzienie było w serialu :)
      Książka trochę odbiega od serialu, ale tylko bohaterami, miejsca i zombie są na swoim miejscu, polecam :)

      Usuń
  2. Ja z ksiązkach o zombie mam w kolejce World War Z

    OdpowiedzUsuń