wtorek, 26 lipca 2016

"Mechaniczny" Ian Tregillis



 Klakierzy... Coś nowego, wręcz nieodkrytego jeszcze przez literaturę, choć jeśli uważniej się temu przyjrzeć, to bardzo podobnym francuskim słowem "claque" oznaczano ludzi, którzy w teatrach odgrywali znany dobrze wszystkim aplauz na znak osoby dowodzącej danym przedsięwzięciem, jeśli do tego dodamy fakt, że wszystko to było robione na "rozkaz", znak, to otrzymujemy wielkie podobieństwo do klakierów z książki Iana Tregillisa...

 Rok 1926, Holandia. Kraj posiada tajemnicę tworzenia mechanicznych istot, służących, których nazywa się klakierami, a każdy z nich otrzymuje skomplikowaną nazwę. Te zmechanizowane organizmy są pod kontrolą swoich właścicieli, a rozkazy potrafią palić ich żywym ogniem, im dłużej tym bardziej, aż do momentu spełnienia zachcianki swojego pana. Jednak mimo to posiadają swego rodzaju ciekawość, posiadają rozum, inteligencję, co daje im lekko uchylone drzwi do wolności, jednak wielu nie korzysta z tej szansy, dalej posłusznie służą swoim panom. Wszystko to do czasu klakiera, który nazwał się ludzkim imieniem Adam i zbuntował się swojemu właścicielowi, a nawet samej Królowej. Marzy o tym wielu mu podobnych, w tym również Jax, który może zyskać okazję do zakończenia swojej niewoli, tylko zostaje pytanie, jak ją wykorzysta?

 Książka o tematyce z którą się jeszcze nie spotkałam. Klakierzy? Wojny alchemiczne? Specjalne mechaniczne stwory posiadające inteligencję? Coś niewyobrażalnego, a jednak autorowi się udało. Nie mówię, że ta książka nie ma błędów, bo już pewnie wielu przede mną zdążyło odkryć wiele pomylonych słów, które koło siebie stoją tylko alfabetycznie w słowniku, czy błędy składniowe, lub składniowe (chciałoby się powiedzieć: "do wyboru do koloru"), a jest ich całkiem sporo i nie jestem pewna, gdzie korekta tu zawiniła, ponieważ albo tłumacz mylił wyrazy (ugh, coś jak w tłumaczeniu "Gry o tron"), albo korekta nie była dokładna.
 Jednak pomijając tę kwestię, jestem zadowolona z tej książki. Im dalej, tym lepiej mi szło z czytaniem, a w dodatku mamy tu trójkę bohaterów i to nie byle jakich, bo jest to ksiądz, klakier i... kobieta z niewyparzonym językiem o imieniu Berenice (brakowało mi ostatnio w książkach tak dziwnych bohaterek). Wiadomo, najbardziej spodobał mi się Jax, mam słabość do dziwnych istot w książkach, a ten bohater jest jedyny w swoim rodzaju (chyba, że jakiś autor spróbuje skopiować pomysł klakierów, biada mu), a ja chętnie dowiadywałam się o nim więcej i więcej.
 Świat jest wykreowany prosto, ale ładnie. Ważne, że jest przejrzysty, gdyż autor poradził sobie z jego opisaniem i nie załączał się u mnie tryb usypiania na przydługich opisach drzewa, czy krzaka stojącego w tym samym miejscu od pokoleń i takie tam. Po prostu wiemy, co mamy widzieć i gdzie, a jak tego nie widzimy, to wyobraźnia za nas nadrabia. Lekka fantastyka w końcu też istnieć musi, choć osobiście bardziej wolę rozbudowaną, ale nie wiem, czy obecnie byłabym w stanie taką pochłonąć, a jeśli już, to skupić się na niej bym nie potrafiła. Dlatego też jestem wdzięczna autorowi, że ułatwił mi czytanie i stworzył coś, co może przeczytać nawet ten, co od fantastyki ucieka.
 Muszę również dorzucić, że po skończeniu tej książki nadal mam wrażanie, że to był tylko wstęp, więc na to musicie się przygotować. Nie interesowałam się jeszcze czy i ile wyjdzie następnych tomów, jednak po tempie rozwijania akcji w tej książce mam wrażenie, że będzie ich całkiem sporo, by to wszystko opisać spokojnie i przemyślanie, ale kto wie?

Polecam tę książkę tym, którzy lubią zaczytywać się w fantastyce, książkach niecodziennych i jeszcze nieodkrytych, które nie są naszprycowane popularnymi wątkami dla samego rozgłośnienia, a mają w sobie coś nowego, o czym pewnie jeszcze nie czytaliście.

http://www.wsqn.pl/ Dziękuję również wydawnictwu SQN za możliwość przeczytania tej książki i co się z tym wiąże - zrecenzowania jej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz